wtorek, 2 lutego 2016

Rozdział 3 - "Kim ty jesteś?"

Ohayo! ^^ Ellie Chan nie ma czasu na jakiś długaśny wstęp, więc tylko powiem: Zapraszam do czytania! ^^

   
     Wszystkie oczy zwróciły się w stronę osoby stojącej w oknie. Jest nim brązowowłosy chłopak o zielonych tęczówkach oczu. Jego strój składa się z zielonej bluzy, która nie posiada jednego rękawa. Na nogach ma niebieskie dżinsy, a na stopach czarne adidasy.
      Rabu przymruża oczy. 
      - Cześć, Trey - uśmiecha się chłopak. Trey, jak to nazwał go Rabu, jednak nie odwzajemnia uśmiechu. 
      - Co ty tu robisz? - pyta. 
      - A co ty robisz w domu zupełnie obcej osoby? - wskazuje skinieniem głowy na mnie. - Myślę, że to niezbyt... No wiesz... - Nie może znaleźć odpowiedniego słowa. Chwilę rozgląda się po pokoju. Jego wzrok zatrzymuje się na kartkach na biurku. - Dobry pomysł... - mówi w końcu, po czym podchodzi do kartek i bierze jedną z nich. 
      Zastanawiam się chwilę, co on wyprawia. Niedługo potem orientuję się, że czyta moje opowiadania. Podbiegam do niego i próbuję zabrać kartkę, ale on podnosi ją do góry, gdyż wie, że jestem niższa od niego o jakąś głowę. Zaczynam podskakiwać, aby odebrać mu przedmiot. Ale bezskutecznie. 
      - Oddaj! - Jestem aż czerwona ze złości.
      - Nie wiedziałem, że piszesz opowiadania. - szepcze, lecz go słyszę. 
      Gdy mam już tego wszystkiego dość, postanawiam uderzyć go w brzuch. Wykonuję próbę ataku, jednak on zatrzymuje moją pięść swoją ręką. Łapie mnie za nadgarstek i podnosi do góry jak szmacianą lalkę. Otwieram szeroko oczy. Jestem zaskoczona jego zniewalającą siłą. 
      Po pół minucie mnie opuszcza na podłogę. Rozmasowuję obolałą część ciała. 
      "Za mocno mnie ściskał", myślę. 
      - Jak ty...? 
      - Jest to jedna z moich umiejętności. - wzrusza ramionami. 
      - Dobra! - słyszę głos, który najwyraźniej należy do dziewczyny. - Trey! Schodź już stamtąd! Nie przyszliśmy tu po to, by się obijać!

(perspektywa Nakaty)

    Trey prowadzi mnie nie wiadomo gdzie. Po 10 minutach zamykam oczy. Przez przypadek trafiam na plecy towarzysza. Podnoszę dłoń do nosa, ponieważ przez tego durnia mnie boli.
    - Ej, nie zatrzymuj się tak nagle... - mruczę pod nosem. Podnoszę wzrok na Treya, który patrzy się na jeden z budynków.
    Towarzysz, ignorując mnie, wskakuje na okno, niczym kot. Nadymam policzki. Dlaczego on nigdy mnie nie słucha! 
    "Ech... Jak można, tak po prostu, wchodzić do domu zupełnie obcej osoby bez pozwolenia? Jeszcze przez okno! Chyba nie ma większego debila od Treya..." (dop. aut. Natsu jest wyjątkiem), myślę. "Jeśli będzie tam siedział więcej niż 5 minut, to zobaczy, co się dzieje z tym, kto mnie nie słucha!". Zaciskam dłonie w pięści i podnoszę na wysokość oczu. 
    Gdy 9 minut, mam już tego dość i krzyczę:
    - Dobra! Trey złaź już stamtąd! Nie przyszliśmy tu, żeby się obijać! - Słyszę tylko ciszę jako odpowiedź. Przygryzam wargę. Podwijam rękaw do łokcia. Chcę już uaktywnić skrzydła, ale w oknie pojawia się znajoma mi twarz. Nie jest to jednak Trey.
    - Kopę lat, Nakata! - odzywa się Rabu. Otwieram szeroko oczy ze zdumienia. 
    "No tak. Trey wyczuł Rabu. Najwyraźniej tutaj się ukrywał, skubaniec". 
    - Cześć... - mamroczę. - Co ty tutaj robisz?! Powinieneś był być na drugim końcu świata!
    - Jestem Trójką. Zapomniałaś? Jedna z moich umiejętności jest teleportowanie się. Mogę pojawić się nawet na księżycu. - Znika z moich oczu. Czuję, jak coś muska moją szyję. Drżę. -... Rozumiesz? - szepcze mi do ucha. Gwałtownie się odsuwam i próbuję go uderzyć, ale on znowu znika. Czuję, że ktoś za mną stoi. - Jestem najlepszy w unikaniu ciosów. 
    - Zamknij się... - Racja. Nigdy nie pokonałam go. Zawsze unikał moich ataków. Nieważne, jak bardzo bym szybka była. I tak mnie uniknie. 
    Czuję na mojej głowie ciepły dotyk, który tak dobrze znam. Kątem oka patrzę na Treya. 
    - Cóż, nigdy nie mówiłeś nam, że jesteś Trójką. - wzdycha. - Ale domyślałem się. Do którego klanu należałeś? 
    - To nie twoja sprawa. - syczy. - I tak to jest nieważne. - wzrusza ramionami. - Wszystkie klany Trójek zniknęły z powierzchni ziemi. - Otwieram szeroko powieki. Na ramię Rabu siada papuga - Pozostaliśmy tylko my: ty, ja i Ander. - wskazuje palcem na zielono-żółtego ptaka. Cała się trzęsę. - ONI kazali nam patrzeć na śmierć naszych rodzin...~
    - Zamknij ryj!  - Trey odzywa się półgłosem. - To, że tak było, nie znaczy, że musisz wszystkim o tym mówić! - Łapie mnie za rękę i prowadzi mnie znowu nie wiadomo gdzie. Z każdą sekundą oddalamy się od Rabu i Andera. 
    Po jakimś czasie postanawiam coś powiedzieć.
    - Przepraszam. - Tylko tyle jestem w stanie powiedzieć. Próbuję nie patrzeć się mu w oczy.
    - Za co przepraszasz? - szepcze, najwyraźniej zdziwiony. 
    - Przez cały czas dręczyłam cię o to, jak bardzo nie wiesz co przeszłam... W porównaniu z tobą przeszłam niewiele... - Wydaję z siebie wymuszony śmiech. Kolejny raz otwieram szerzej oczy, gdy nagle czuję, jak przytula mnie ktoś. Tym ktosiem jest Trey. 
    - Nie mów tak. - Słysząc jego cichy głos tuż przy uchu, włosy stają mi dęba. - Oby dwoje wiemy, że~
    - Straciłeś całą rodzinę! Przyjaciół! - odsuwam się od niego, tym samym przerywając mu. Odważam się spojrzeć mu oczy.  
    - Ty też! Nie udawaj, że tobie nic nie jest! Nie udawaj twardziela! - Do moich oczu, jakby na zawołanie, napływają łzy. Próbuję nie mrugać, jakby to miało sprawić, aby spłynęła pierwsza łza po policzku. Kiedy jednak wypływa, wybucham gorzkim płaczem. Przytulam się do Treya, tym samym mocząc jego bluzę. 
    Przyjaciel drżącą ręką kładzie mi ręce na plecach. Kątem oka patrzę na towarzysza: Widząc, w jaki sposób na mnie patrzy, sądzę, że chce powiedzieć: "Wszystko będzie dobrze". 

(narrator 3-osobowy)

    Rabu odprowadza dwójkę znajomych wzrokiem. Marszczy brwi. Po kilku sekundach podchodzi do niego Lucy.
    - Rabu... Kim oni byli? - spogląda w przestrzeń. Czarnowłosy chwilę milczy. Przygryza wargę. 
    - Oni? - W końcu postanawia odpowiedzieć na pytanie. - Kiedyś mi pomogli. Tamtego dnia byłem w takiej sytuacji, że wszyscy wokół myśleli, że nikt mi nie pomoże. Ale jednak. Znalazł się ktoś taki. Od tamtej pory jesteśmy przyjaciółmi. A raczej byliśmy. - dodaje. 
    - Co... ci się stało? - odważa się zadać kolejne pytanie. 
    Znowu cisza.
    Rabu odwraca głowę do kuzynki.
    - Następnym razem, Lucy. - uśmiecha się. Jednak on jest wymuszony. - Lu-cy. - dzieli jej imię na dwie sylaby. - Mogę zostać u ciebie razem z Anderem na jakiś czas? 

    Tymczasem w gildii Fairy Tail. Wszyscy poprzynosili potrzebne rzeczy na imprezę, tj. alkohol. No bo w końcu nie można świętować bez tej cholernej cieczy, prawda? 
    Członkowie gildii, jak to oni, nie poczekali nawet do ustalonej godziny i od razu zaczęli imprezę. 
    W progach gildii pojawia się Laxus. 
    - Co tu się dzieje? - dziwi się mężczyzna, widząc wszystkich tak szczęśliwych. 
    - Laxus! - Podchodzi do niego Cana z butelką wina i klepie go po plecach. - Dlaczego nam nie powiedziałeś? Niedługo do naszej wielkiej rodziny dołą - śmieje się. 
    - O czym? - podnosi brew. Mijają sekundy, zanim orientuje się, o co chodzi. Na jego twarzy pojawia się blady rumieniec. Zaciska pięść i podnosi ją do góry. Mija brunetkę i wrzeszczy: - KTO POWIEDZIAŁ?! 
    Zza tłumu pojawia się Mirajane z uśmiechem na ustach.
    - Podsłuchałam twoją rozmowę z Mistrzem. -  chichocze. Do blondyna jeden po drugim podchodzą członkowie Fairy Tail. Każdy składa mu gratulacje. Natsu podchodzi do przyjaciela i uderza go z całej siły w brzuch. 
    Zaatakowany łapie się jedynie za brzuch. 
    - Natsu... Cholero jedna! - Już ma zamiar oddać Salamandrowi, ale gdy odzywa się nieznajomy wszystkim głos, większość głów odwraca się do dziewczyny o długich, prostych, rozpuszczonych czarnych włosach. Jej oczy są niebieskie jak diamenty. Skóra: blada. Ma ubraną białą bluzkę w poziome, granatowe paski. Na jednej z rąk ma założony zielony materiał. Na nogi ma założone dżinsowe spodenki. Stopy zakrywają białe adidasy. Dekolt ma duży. 
     Obok niej stoi zielonooki chłopak, brązowych włosach. Jego strój składa się z zielonej bluzy, białej koszulki z krótkimi rękawami. Na nogach nosi niebieskie dżinsy, a na stopach czarne adidasy. Ogólnie jest szczupły i wysoki. Jest wyższy od towarzyszki o głowę. 
     - Hmm... Dzieńdobry? - uśmiecha się głupio brunet. - Czy zastaliśmy Wendy Marvell? 


Ogólnie jestem zadowolona z tej notki.
Tomoe: A ja nie. 
Czemu? >.> 
Tomoe: Bo tak. 
*cisza*
Tomoe: Jesteś głupia, bezmyślna, leniwa i~
Wiem, ale do czego ty zmierzasz? ;-; 
Tomoe: Do niczego. Lubię ciebie~
LUBISZ MNIE? *^* *zachwycona*
Tomoe:... obrażać... *dokańcza*
Jesteś zły Tomoe ;-; 
No i to było na tyle, trzymajcie się i cześć!
Tomoe: Nie gadaj jak jakiś youtuber... 
ZAMKNIJ W KOŃCU TEN GŁUPI RYJ! 

    




2 komentarze:

  1. Cześć,
    Nie wiem czy jeszcze piszesz rozdziały bo z tego co widzę z rozpiski powinnaś już dwa nowe wstawić :P
    Co do opowiadania ciekawie zrobione i że Lucy ma kuzyna. A biedna dziewczyna ma przekichane każdy bez pytania wchodzi do jej mieszkania. Magia Eiko? huh Ciekawie się zapowiada ^^

    Zapraszam do mnie:
    http://fairy-tail-fan-fick.blogspot.dk/

    OdpowiedzUsuń
  2. Słowo ma ogromną wartość. Wartość której nie potrafimy sobie nawet wyobrazić. Słowo ma moc. Przerażającą moc. Może razem nauczymy się, jak zapanować nad słowem?
    Healer Words to blog (chyba) felietonistyczny. Amatorka pisania – Helaer – postanowiła wkroczyć na nieznane dotąd wody oceanu i stworzyć coś, co pobudzi szare komórki Kociaków do myślenia. W codziennym biegu przeplatają się w naszym życiu prawdy oczywiste wyrażane słowami. Słowo ma moc. Tylko wytrawny gracz umie panować nad słowem, wyrażać słowami to, co czuje, chce przekazać innym.
    Nic chyba nie stoi na przeszkodzie byśmy stali się wytrawnymi graczami, prawda?
    Zapraszam na Healer Words
    Z ukłonami, Healer

    OdpowiedzUsuń